Zwykle jest gorzej jak ma dłuższą przerwę w struganiu. Już mi się częściej udaje go zadowolić i wiele się przy nim uczę, kopyta zdecydowanie wygladają lepiej, ale nadal nie jest wspaniale. Nie zawsze piętkuje po struganiu. Czasem udaje się poprawić po paru dniach (kształt kąta, strzałka).

Rozmowa z mgr. inż. Krzysztofem Szczepankiem, podkuwaczem koni – Jest Pan kowalem czy – jak to się dziś mówi – podkuwaczem koni. Czy czuje się Pan przedstawicielem ginącego zawodu?– Raczej zawodu odradzającego się. Nazywamy się podkuwczami, bo dziś kowalstwo dzieli się na artystyczne, użytkowe i podkownictwo. To o kowalstwie użytkowym, np. kuciu lemieszy, można powiedzieć, że jest zanikające. – Jaka jest różnica pomiędzy dzisiejszym podkuwaczem koni a dawnym kowalem?– Praca kowala zmieniła się zasadniczo. Kiedyś konie jechały do kowala, który w kuźni podkuwał je na ciepło. Dziś kowal jeździ do koni z „kuźnią” na samochodzie. Ponieważ był problem z przewożeniem ognia, dlatego zaczęto podkuwać konie na zimno. Od kilku lat jednak na całym świecie powraca się do kucia na ciepło. Skonstruowano bowiem specjalne przenośne piece gazowe. Są one montowane na samochodach. Zdarza się, że całe samochody dostawcze zmieniane są na warsztat kowalski, a w nim oprócz pieca znajdują się narzędzia i materiały: podkowy, środki do ortopedii, do wiercenia podków, słowem wszystko, co jest potrzebne, aby jadąc w szczere pole lub do stajni, móc zrobić wszystko. Oczywiście są tacy, którym wystarczy koszyk z narzędziami, ale mówimy o profesjonalnym warsztacie. – Jak można przygotować się do tego zawodu? – Naszymi końmi zajmował się stary mistrzkowalstwa pan Tadeusz Piotrowski, który kuł konie jeszcze w kawalerii. Szukał ucznia, któremu chciał przekazać swe doświadczenie. W PRL-u w zasadzie uznano, że konie to przeżytek, nowych kowali się nie kształciło. Żyli jeszcze starzy mistrzowie kowalstwa, ale nie mieli następców. Tymczasem po 1989 r. w Polsce zaczęło się na nowo rozwijać jeździectwo. Studiowałem zootechnikę i postanowiłem też przyjrzeć się pracy kowala: u naszego mistrza przez ponad dwa lata uczyłem się zawodu. Jeżdżę też na kursy doszkalające za granicę, np. do Holandii. W Polsce jest tylko jedna szkoła podkuwaczy w Jaszkowie. – Jakie są najczęstsze rodzaje podkuć?– Podstawowym zabiegiem jest korekcja kopyt, tzw. werkowanie – ich wycinanie. Jest to takie obcinanie paznokci u koni. A potem już może być podkuwanie, np. kucie na cztery kopyta lub tylko na przód przy rozczyszczeniu tyłu. Ponieważ 70 proc. obciążenia u konia rozkłada się często na przednie nogi, dlatego dość powszechnie kuje się tylko przód. – A czy konie mogą być niepodkute?– Tylko te, które chodzą po miękkim terenie, wtedy wystarczy korekta kopyt. Ale kiedy konie chodzą po twardym nierównym asfalcie, betonie, drogach szutrowych, muszą być podkuwane, ponieważ takie powierzchnie działają, jak mawiał mój majster, jak papier ścierny na kopyta. Może dojść do takiego stanu, że zetrze się kopyto do żywego. Trzeba więc kopyta konia zabezpieczyć podkowami: grubszymi, cieńszymi, nabijanymi. – A jakie są najczęstsze błędy w podkuwaniu?– Kowal, chcąc dobrze wyciąć kopyta, może przesadzić i konie są przewerkowane. Kuleją, może pojawić się ropa, zapalenie tworzywa kopytowego. Przy samej fazie podkuwania może dojść do zagwożdżenia. W Polsce bowiem używa się małych podków. Kowale często dają o jeden lub dwa rozmiary mniejsze podkowy. To tak, jakby kazać człowiekowi chodzić w za małych butach. Koń jest wąsko kuty, aby uniknąć zerwania podkowy czy przydepnięcia, ale wtedy gwóźdź pójdzie głębiej i dochodzi do zagwożdżenia. Takie błędy wynikają z nieznajomości anatomii kopyta. A skutki mogą być poważne: grozi to urwaniem nie tylko podkowy, ale i całego kopyta. Gwoździe nisko przybite, gdy zaczną się luzować, mogą doprowadzić do popękania i rozsypania się dolnej warstwy kopyta. – Podkuwanie to rozległa wiedza…– W szkole kurs trwa tylko kilka tygodni, ja u majstra uczyłem się 2,5 roku, to wcale nie jest za dużo. Podkuwanie to fach, w którym cały czas trzeba się uczyć. I nie należy traktować tego jako rywalizacji z innymi kowalami. Bo przecież i tak w końcu sam klient wybierze sobie fachowca, co mu będzie konie podkuwał. – Dokąd Pan jeździ ze swoją kuźnią na kółkach? Gdzie znajduje zatrudnienie podkuwacz?– W stajniach sportowych, rekreacyjnych, hodowlanych. Od stajni liczących po 60, 80 100 i wiecej koni po stajnie, w których przy domu stoi po kilka koników. Jedziemy wszędzie, gdzie nas wzywają do korekty kopyt. Zdarza się, że ludzie sami robią korektę kopyt, a my tylko dwa razy w roku te ich korekty korygujemy – A jak często powinien być podkuwany koń?– Co sześć, osiem tygodni. – Ile kosztuje taka usługa? – U nas, w Wielkopolsce, za samo wycięcie kopyt płacą nam 40 zł, ale bywa, że za ten zabieg dostaje się i 20, i 60 zł. Czasami jest tak, że mamy cztery konie kute na cztery nogi, pięć na przód i 20, 30 werkowanych. Cena wycięcia wszystkich kopyt i kucia na przód to 100 zł. Kucie na cztery nogi to 160 zł, ale te ceny w zależności od regionu kraju zmieniają się: w Lubuskiem jest to 200 zł, w Warszawie i okolicach – 350 zł. Ceny kucia ortopedycznego, kucia specjalnego, kucia na okrągło, są już niestety inne, wyższe.– Czy to jest intratny zawód? Czy może być jedynym, podstawowym źródłem utrzymania?– Na pewno może to być jedyne źródło utrzymania, ale nie jest to lekki fach. Wymaga dobrej kondycji fizycznej i odporności na zmęczenie. Wiążą się z nim niekiedy długotrwałe wyjazdy w teren. Czasami dojeżdża się do klienta i ponad 100 km. A gdy trzeba podkuć blisko setkę koni lub więcej, to siedzimy tam z pomocnikiem i cztery dni. Kiedy zamawiają nas zbyt rzadko do koni, np. co cztery miesiące, to pracy mamy dwa razy tyle, a cena się nie zmienia. Na zachodzie kowal przyjeżdża, ocenia sytuację i w podobnym wypadku podwaja cenę usługi. My tego nie robimy. Poza tym ludzie nie uczą koni podnoszenia, podawania nóg, uważają, że kowal sobie poradzi. A często się zdarza, że konie kopią, bo się boją się i bronią. To nie wina koni ani kowala, tylko właściciela. To praca niełatwa, ale daje mi utrzymanie i satysfakcję. Składam papiery mistrzowskie. Mam 29 lat. Większość kowali jest w podobnym wieku. – Ilu jest podkuwaczy w Polsce?– Na zawodach i mistrzostwach kowali – podkuwaczy pojawia się regularnie około 20 osób. Na dużych szkoleniach w Polsce lub zagranicą przewija się od 17 do 25 kowali. Ale to jest górna półka naszego podkownictwa. – Czy Pan bierze udział w tych zawodach? – W ubiegłym roku na Mistrzostwach Polski w Kuciu Koni zająłem trzecie miejsce. Źródło: "Farmer" 23/2006 Ewolucja koniowatych – proces ewolucji części nieparzystokopytnych przebiegający od środkowego paleocenu. W tym czasie u przodków współczesnych koniowatych następowała radiacja, w której wyniku powstało kilkadziesiąt linii ewolucyjnych, z których do czasów współczesnych przetrwał jedynie rodzaj Equus. W jednej z tych linii

Najlepsza odpowiedź EKSPERTMissDurden odpowiedział(a) o 23:05: Koniowi kopyta rosną jak nam paznokcie- cały czas, jako że konie udomowiliśmy a więc zabraliśmy z ich naturalnego środowiska i przekształciliśmy w to co mamy dziś, w większości przypadków nie są w stanie same zetrzeć rogu kopytowego i wymagają regularnych wizyt kowala. Zwykle co około 6- 8 tygodni aczkolwiek jest to sprawa bardzo indywidualna, są konie, które wymagają częstszych wizyt a są i takie, które zasadniczo kowala nie widzą i mają kopyta niemalże idealne aczkolwiek ta druga opcja dotyczy zwykle hucułów i kn utrzymywanych w chowie pastwiskowym na odpowiednim są różni, tani i drodzy, jedni sami dzwonią kiedy zbliża się termin, do innych trzeba dzwonić i samemu pilnować terminów, bez względu na to jakiego kowala wybierzesz kopyto ma być robione regularnie tak aby nie doszło do przerostu rogu kopytowego, ponieważ w konsekwencji takiego zaniedbania może dojść do zniekształcenia puszki kopytowej co z kolei sprawia że kość kopytowa zaczyna rotować i w efekcie może doprowadzić do trwałej koń ma kopyta przerośnięte albo będzie wymagał stopniowego korygowania albo wystarczy je zwyczajnie obciąć. Odpowiedzi EKSPERTKniejja. odpowiedział(a) o 20:14 Ogólnie wystarczy dobre werkowanie,ale nie zawsze jest tak,że jedna wizyta pomoże. EKSPERTAll Rekin odpowiedział(a) o 20:40 Jeśli kopyto nie jest bardzo przerośnięte wystarczy jednorazowe obcięcie rogu. Jeśli kopyto przypomina nartę, potrzeba kilku takich wizyt do obcięcia całości. Jednorazowe obcięcie takiego kopyta może doprowadzić do problemów ze stawami i ścięgnami u konia. Obcinaniem kopyt zajmuje się kowal, albo podkówacz. Najlepiej umówić się z nimi na regularne wizyty co 6 - 8 tygodni. Lub samemu nauczyć się to robić. EKSPERTkcx3 odpowiedział(a) o 10:08 Zależy jak te kopyta są przerośnięte i od ilu nie strugane. Powinno się je robić co ok. 2 m-ce - zależy też od konia, niektórym trzeba częściej, inne znowu mogą poczekać nawet dłużej. Jeżeli kopyta są bardzo zaniedbane to zazwyczaj jedna wizyta nie pomoże więc lepiej zabrać się za to zaraz i pilnować regularności. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub

Rodzaje maści koni – maść podstawowa: maść kasztanowata – odcienie rudobrązowe, ciemnobrązowe o jednolitej barwie, utrzymane w ciepłej i stonowanej tonacji. Ogon, grzywa i kopyta są w tym samym odcieniu. Nogi również jednolite, bez efektu podpalania lub rozjaśniania, maść gniada – odcienie brązu od jasnych po ciemne.
Niegdyś króliki kojarzyły się praktycznie wyłącznie ze zwierzętami hodowlanymi – rozmnażano i utrzymywano je na mięso i futro. Obecnie jednak króliki coraz częściej traktowane są jak zwierzęta domowe i nie dziwi to już większości z nas. Słyną one ze swojego uroczego wyglądu, ale też towarzyskości i przyjaznego charakteru. Nie są też specjalnie wymagające – choć nie oznacza to, że nie należy o nie dbać. Do obowiązku ich właścicieli należy zapewnienie im odpowiednich warunków do życia i prawidłowego rozwoju. Króliki są stworzonkami bardzo delikatnymi, dlatego należy na nie uważać. Na szczególną uwagę zasługują zęby królika. Jeśli je zaniedbasz, możesz sprawić swojemu pupilowi wiele niepotrzebnego cierpienia. Co warto wiedzieć o zębach królika? Przeczytaj! 1. Czym charakteryzują się zęby królika? 2. Najczęstsze problemy z królikami. Zęby, ich przerost i przycinanie Przerost zębów królika Wady zgryzu u królika 3. Zęby królika – podsumowanie Czym charakteryzują się zęby królika? Zęby królika same w sobie są dość wyjątkowe. Królik ma ich aż 28. Wyposażony jest też w podwójne siekacze – druga para znajduje się bezpośrednio za pierwszą. Jest to ich cecha anatomiczna, która odróżnia zajęczaki od gryzoni. Szczury czy myszy mają bowiem tylko po jednej parze siekaczy. Na dwadzieścia osiem zębów królika składa się: dwanaście trzonowców, dziesięć przedtrzonowców i sześć siekaczy. Króliki nie posiadają kłów, ponieważ po prostu ich nie potrzebują – są typowymi roślinożercami. Małe króliki, jak wszystkie ssaki, mają zęby mleczne. Wymieniają się one po około 4-5 tygodniach życia. Uzębienie królika należy do naprawdę wyjątkowych. Zęby królików są w stanie rosnąć przez całe życie – podobnie jest w przypadku innych gryzoni. Wzrostowi podlegają nie tylko siekacze, ale też trzonowce. Chociaż to właśnie siekacze rosną najszybciej. Tempo wzrostu zębów u królika jest różne. W przypadku siekaczy mogą to być nawet dwa-trzy milimetry tygodniowo. Króliki jedzą w sposób dość charakterystyczny – za pomocą siekaczy tylko chwytają pożywienie i rozcinają je na mniejsze fragmenty. Żują tylko za pomocą trzonowców. W dodatku podczas żucia poruszają żuchwą na boki. Jest to bardzo ważne, bo w ten sposób nie tylko dokładnie gryzą jedzenie, ale też równomiernie ścierają swoje zęby. Zęby królika cechują się też dysproporcją, która widoczna jest pomiędzy dolnym a górnym łukiem zębowym. Ten górny jest znacznie grubszy. Najczęstsze problemy z królikami. Zęby, ich przerost i przycinanie Delikatny zwierzak o długich zębach – tak właśnie kojarzy się królik. Zęby zdrowego królika są naturalnie mocne. Wydaje się, że długie zęby u królika to coś normalnego, jednak zdarzają się przypadki, kiedy zwierzak nie ściera ich prawidłowo. Wtedy nadmierny wzrost zęba powoduje u królika przykre dolegliwości. Jeśli zauważasz, że z samym królikiem bądź jego zębami dzieje się coś niewłaściwego, nie wahaj się i skorzystaj z pomocy lekarza weterynarii. Królik, który ma problemy z zębami może cierpieć nie tylko z powodu bólu, ale też z głodu – fizycznie nie będzie w stanie nic zjeść, nawet mimo chęci. A to bardzo groźna sytuacja. Jakie są najczęstsze problemy, które spotykają uzębienie naszych królików? Ból towarzyszący dysfunkcjom w obrębie jamy ustnej jest bardzo dotkliwy i z pewnością wpłynie na zmniejszenie, a nawet całkowitą utratę apetytu u królika. Konsekwencje są bardzo poważne, gdyż nawet krótkotrwała głodówka, może być dla zwierzęcia tragiczna w skutkach. Jako że są to wyjątkowo ciche zwierzęta – tylko uważna ich obserwacja pomoże na wczesnym etapie wykryć wet. Hanna Pietruszka Przeczytaj także: Czy królik może jeść mlecz i pokrzywę? Przerost zębów królika Przerost zębów u królika jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko defektem kosmetycznym. Najczęściej możesz go zaobserwować na siekaczach. To one rosną najszybciej, więc przy problemach z niewłaściwym ścieraniem zębów, jako pierwsze zaczną wystawać z pyszczka lub sprawiać zwierzakowi dyskomfort. Musisz jednak pamiętać, że przerost może dotyczyć także zębów trzonowych. Tych zębów nie widać, dlatego należy zwracać uwagę na wszelkie nieprawidłowości w zachowaniu królika, by wykryć problem. Królik ze zbyt długimi zębami może zacząć cierpieć z powodu bólu – takie uzębienie może ranić przede wszystkim język i policzki. Będzie miał też problemy z właściwym pobieraniem czy rozgryzaniem pokarmu. Może wystąpić u niego pozorny brak apetytu. Pozorny, bo zwierzak będzie chciał jeść, ale po prostu nie będzie w stanie tego robić. Jeśli będzie w stanie, może pobierać tylko miękki pokarm lub w ogóle odmówić jedzenia. Przerośnięte zęby mogą być też słabsze – proces mineralizacji nie będzie przebiegał tak, jak należy. Zwierzątko może też zacząć się ślinić w sposób niekontrolowany, popaść w apatię i ogólne odrętwienie – zarówno z głodu, jak i z odczuwanego bólu. Właśnie dlatego tak ważne jest odpowiednie ścieranie zębów. Nie musisz tego robić Ty, króliki na ogół doskonale radzą sobie z tym same, jeśli mają taką możliwość. W ścieraniu zębów pomaga im siano. Siano jest też podstawą ich wyżywienia, dlatego nigdy nie powinno go zabraknąć. Poza nim w jadłospisie królików warto uwzględnić gałązki – to właśnie one zapewnią naszemu królikowi odpowiednie ścieranie uzębienia. Pamiętaj, że nie mogą być za twarde – króliki też są w stanie połamać sobie zęby. Możesz podawać mu do gryzienia gałązki jabłoni, wiśni, czereśni czy na przykład gruszy. Jeśli zęby królika są już bardzo długie, bo zwierzak albo nie miał możliwości ich ścierania, albo sobie z tym nie radził, konieczna jest interwencja lekarza weterynarii. To on podejmie decyzję i w razie konieczności przeprowadzi zabieg przycięcia zbyt długich zębów. Samodzielne przycinanie zębów królikowi nie jest dobrym pomysłem. Lekarz weterynarii ma na ten temat odpowiednią wiedzę i doświadczenie, które pozwala mu na przeprowadzeniu zabiegu sprawnie i bez sprawiania królikowi zbędnego bólu. W tym celu wybierz lekarza weterynarii, który specjalizuje się w małych zwierzątkach. Nigdy nie powinieneś tego lekceważyć – przycinanie zębów trzonowych w niczym nie przypomina przycinania paznokci. To poważny zabieg. Jeśli zostanie przeprowadzony niewłaściwie, może dojść nawet do złamania kości szczęki królika, pęknięcia zębów poniżej linii dziąseł, odsłonięcia miazgi zębowej i wielu innych, przykrych i bardzo bolesnych dla królika konsekwencji. Wady zgryzu u królika Królik może nie ścierać zębów prawidłowo także z powodu wad zgryzu. To niestety dość powszechny problem, do którego przyczyniła się spora miniaturyzacja tych zwierząt. Budowa zębodołów, tkanki okołozębowej, samych zębów czy nawet czaszki, może sprawić, że królik nie będzie miał prostego, prawidłowego zgryzu. Nawet niewielkie odchylenie linii żuchwy jest już problemem, bo zęby królika nie ścierają się wtedy równomiernie. Nadal jednak rosną. Części, które się nie ścierają, stają się coraz dłuższe, są też ostre, więc mogą w końcu zacząć wbijać się w ciało. Trzonowce niestarte od strony wewnętrznej ranią język, a te niestarte od strony zewnętrznej ranią policzki. W przypadku wad zgryzu królika konieczna jest wizyta u lekarza weterynarii. Może on nawet postanowić o konieczności całkowitego usunięcia części zębów – siekaczy czy trzonowców, jeśli wada zgryzu jest tak nasilona, że uniemożliwia zwierzakowi normalne funkcjonowanie. Czasami rozwiązaniem jest też regularne podcinanie zębów w gabinecie lekarza weterynarii, ale to zabieg stresujący dla królików. To bardzo podatne na stres zwierzątka, dlatego, aby oszczędzić im nerwów i bólu, może zapaść decyzja o ekstrakcji części zębów. Nie martw się, królik, który utraci część uzębienia, nadal jest w stanie pobierać pokarm – zwierzak jest w stanie szybko przystosować się i znowu zacząć jeść normalnie. Często zdarza się też, że królik, który został poddany takiemu zabiegowi je lepiej – w końcu może to robić bez bólu i problemów. Nie zawsze jednak krzywy zgryz będzie wymagał tak radykalnych kroków, jak usunięcie zębów. O tym, czy jest to konieczne, zadecyduje lekarz weterynarii. Może on nawet podjąć decyzję o pozostawieniu zębów, jeśli wadę da się skorygować w inny sposób i zwierzak nadal będzie mógł ścierać swoje zęby. Jeśli do deformacji dochodzi bardzo często, a każda wizyta u lekarza weterynarii powoduje u królika ogromny stres, może dojść do decyzji o ekstrakcji zębów. Jeśli do patologicznego przerostu dochodzi jednak rzadko, a zwierzak dobrze znosi wizyty u lekarza weterynarii – wtedy zęby są po prostu regularnie przycinane. Zęby królika – podsumowanie Zęby królika są w stanie rosnąć przez całe życie, zupełnie tak, jak u gryzoni. Od gryzoni zajęczaki, do których zalicza się królik, odróżnia to, że posiadają one podwójne siekacze. Króliki mają łącznie dwadzieścia osiem zębów. Muszą je regularnie ścierać, bo w innym wypadku będzie dochodzić do groźnych i bolesnych przerostów. Wtedy konieczna będzie wizyta u lekarza weterynarii. Będzie ona też pomocna przy różnorodnych wadach zgryzu, które nie pozwalają królikowi normalnie funkcjonować. Czasami będziemy musieli zdecydować się na zabieg przycinania zębów, a w przypadku poważniejszych objawów – usunięcie części uzębienia. Nigdy nie zajmuj się tymi kwestiami samodzielnie, bo możesz wyrządzić królikowi sporą krzywdę.
Organem dotyku konia jest cała powierzchnia jego ciała: nie tylko skóra, ale także kopyta, a zwłaszcza usta. Subtelna percepcja każdego dotyku pomaga zwierzęciu dostosować się do wszelkich zmian zewnętrznych i łatwo rozwinąć odruchy warunkowe. Często ta cecha ciała jest wykorzystywana w procesie uczenia się: np.
Title: Warsztaty - Zdrowe kopyta Twojego koniaPrice: 470,00 PLNExtra descriptionZDROWE KOPYTA TWOJEGO KONIA Zdrowe kopyta Twojego konia to weekendowe warsztaty poświęcone w całości zagadnieniom związanym z naturalną pielęgnacją kopyt. Omawiamy rolę żywienia, ruchu, właściwej pielęgnacji, dyskutujemy o rehabilitacji, leczeniu najczęstszych schorzeń, omawiamy różne przypadki, a w części praktycznej werkujemy nasze konie. Warsztaty poprowadzi Andrzej Staśkowiak – ur. w 1964 r., od 2004 r. dyplom mistrzowski w zawodzie kowal, od 2005 r. uprawnienia szkoleniowca; wieloletnia praktyka na Bliskim Wschodzie. Specjalizuje się w werkowaniu i leczeniu kopyt u koni wyścigowych, zaprzęgowych, wystawowych oraz west. PROGRAM WARSZTATÓW SOBOTA ( Wprowadzenie teoretyczne – wykłady: • Dlaczego kujemy konie? • Anatomia, biomechanika i pielęgnacja kopyt. • Buty – alternatywa dla podków. • ‘Warunki mieszkaniowe’ koni, żywienie i ruch – podstawa zdrowych kopyt. • Naturalne i klasyczne werkowanie – ogólny plan strugania. Około godz. 14 przerwa obiadowa. Część praktyczna (zajęcia w stajni): pokaz werkowania – podstawowe zasady i techniki, zapoznanie ze sprzętem, samodzielne próby werkowania po okiem instruktora. Podczas części praktycznej dyskutujemy, zadajemy pytania, omawiamy konkretne przypadki – również przywiezione przez uczestników. Po części praktycznej kolacja oraz czas wolny. Na miejscu bilard, piłkarzyki, obszerna biblioteczka, wieczór filmowy lub taneczny z karaoke i wspólną zabawą. NIEDZIELA ( godz. 9 – wspólne śniadanie Teoria: Przegląd chorób i patologii kopyt, przedstawienie poważniejszych problemów – przerośnięte kopyta, zawężone kopyta, gnicie strzałki, pęknięcia i szczeliny puszki kopytowej, choroba linii białej, kruchość i łamliwość rogu, podbicie podeszwy - ropień kopyta, ochwat, syndrom trzeszczkowy, położone kąty wyporowe, schorzenia strzałki. Część praktyczna (zajęcia w stajni): przypomnienie zasad werkowania, samodzielne ćwiczenia na kopytach. Obiad ok. godz. 13., po nim podsumowanie i zakończenie warsztatów. Istnieje możliwość wcześniejszego przyjazdu, noclegu i skorzystania z oferty ośrodka – jazda konna z instruktorami PZJ (50 koni, maneż, teren, ujeżdżalnia), trening skokowy, nauka powożenia. Termin: r. Miejsce: Stajnia ISKRA, ul. Łąkowa 19, 82-400 Sztumskie Pole Cena: 470 PLN (w cenę wliczony jest: kurs, nocleg, posiłki: 2x obiad, kolacja, śniadanie oraz atrakcje na terenie ośrodka) Organizator: Stowarzyszenie Miłośników Jazdy Konnej w Sztumskim Polu Prowadzący: Andrzej Staśkowiak Rezerwacja: kontakt@ lub 504 025 326 Potwierdzeniem udziału w kursie jest wpłata zaliczki w wysokości 150 PLN na nr konta: 56 2030 0045 1110 0000 0249 7720 (BGŻ Na miejscu do kupienia sprzęt do pielęgnacji kopyt udostępniony przez firmę AMIGO-KONIE oraz książki Bez kopyt nie ma konia – rehabilitacja kopyt. Na życzenie wystawiamy faktury VAT. Kurs odbędzie się przy udziale min. 5 osób (możliwe przełożenie terminu warsztatu – do czasu zebrania wymaganej ilości uczestników).
Bez kopyt nie ma konia - Budowa, pielęgnacja, choroby. Kopyta odgrywają kluczową rolę w prawidłowym funkcjonowaniu koni i ich biomechanice. Zaniedbane, osłabione upośledzają motorykę i mogą stać się przyczyną wtórnych schorzeń. Zrozumienie anatomii kopyta jest niezwykle ważne, ponieważ umożliwia prawidłową ich pielęgnację
Czasami bywa bardzo delikatne, na tyle niedostrzegalne, że część właścicieli je ignoruje. Jednak gdy koń szura zadnimi nogami, nie powinno się tego lekceważyć. Takie zachowanie może być objawem wielu schorzeń i problemów zdrowotnych. Z tego powodu zawsze warto skonsultować się z weterynarzem i fizjoterapeutą, by w razie czego w porę zainterweniować. Gdy koń szura zadnimi nogami… Jeżeli zauważymy, że nasz koń szura zadnimi nogami, pierwszą rzeczą, od sprawdzenia której warto zacząć jest skonsultowanie go z fizjoterapeuta. Zdarza się, że tego typu zachowanie spowodowane jest nadmiernym spięciem mięśni zadu lub kręgosłupa. Może być ono spowodowane zarówno delikatnym naciągnięciem lub przewianiem, jak i być zwiastunem poważnych zwyrodnień. Czasami szuranie zadnimi nogami jest objawem problemów z biodrem lub kręgosłupem. W każdym z przypadków nie obejdzie się bez konsultacji ze specjalistą. Zdarza się też, że przyczyna dużej sztywności zadnich nóg, a co za tym idzie szuranie nimi leży nieco niżej – w stawach skokowych lub pęcinowym. Wtedy w wyniku zwyrodnień lub urazów nie jest w stanie w pełni zginać nogi, w efekcie tego szura kopytami po podłożu. Czasami szuranie nogami miewa też bardziej prozaiczne przyczyny – mianowicie chodzi o… zbyt długie kopyta. Zatem jeżeli zaobserwujemy opisywany problem u naszego wierzchowca, dobrze jest przyjrzeć się także jego puszce kopytowej. Zwłaszcza, gdy od ostatniej wizyty kowala minęło stanowczo zbyt dużo czasu. Rozlane i przerośnięte kopyto jest po prostu niewygodne i poza szuraniem może też powodować często potykanie się i gubienie rytmu. Zwróć uwagę na trening i dietę Jeżeli sprawdzimy wszystkie możliwe zdrowotne przyczyny szurania nogami i okaże się, że nasz koń jest w pełni sprawny, to pozostaje zwrócić baczniejszą uwagę na trening i dietę zwierzęcia. Przede wszystkim trzeba w takiej sytuacji pilnować ruchu naprzód i zaangażowania zadu we wszystkich chodach. Koń, który snuje się leniwym stepem i ledwie porusza nogami z pewnością będzie zostawiał za sobą długi ślad po szuraniu kończynami. Po prostu nie będzie miał innej możliwości (i motywacji). Może się tez okazać, że nasz podopieczny po prostu nie ma siły do aktywniejszego ruchu. Wtedy dobrze jest przeanalizować jego dietę, by zapewnić mu optymalną dawkę energii potrzebnej do treningów. Przede wszystkim pamiętajcie jednak, żeby w przypadku jakichkolwiek problemów u konia nie działać na własną rękę i nie próbować leczyć go samodzielnie. Zawsze kluczowe jest skonsultowanie każdego przypadku ze specjalistą i stosowanie się do jego wskazówek i zaleceń. Tekst: Judyta Ozimkowska Nie chciałam, żeby wpływali na mnie pseudo fachowcy i dlatego pojechałyśmy z córką na warsztaty “Kopyta doskonałe”, które prowadzi na swoim rancho autor książki o tym samym tytule – Jakub Gołąb. Kuby opowieść o naturze konia, jego środowisku naturalnym i o tym, jak powinniśmy brać to pod uwagę podczas żywienia

Transport konny do Morskiego Oka obrósł taką ilością mitów, że ciężko je wszystkie sprostować, ale poniżej postaramy się wyjaśnić wszystkie kwestie, budzące wątpliwości. Mit: Po likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka wszystkie konie trafią do rzeźni. Fakt: Konie pracujące na trasie do Morskiego Oka już teraz trafiają na emeryturę do rzeźni. Lacky pracował na trasie od 2012 roku. Nie żyje – został „skierowany do UBOJU ze względów medycznych”. W rzeźni ubito też Azyla, Fidela, Burego, Rora, Eseja, Sudana czy Karego. W 2014 roku konie wycofywane z trasy do Morskiego Oka pracowały na niej średnio 19,9 miesiąca. W 2012 te, które trafiały do rzeźni pracowały tam średnio zaledwie 11 miesięcy. Dzieje się tak dlatego, że konie są eksploatowane ponad siły i szybko przestają się nadawać do pracy. Praktyka jest taka, że konie są sprzedawane po około 2 latach pracy, a w ich miejsce na trasę trafiają nowe, często zbyt młode, bo 4-letnie zwierzęta. Średnio co 5 lat wymieniane są wszystkie konie pracujące na trasie. Ponadto już wiele lat temu zadeklarowaliśmy, że po likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka przyjmiemy pod opiekę wszystkie konie, które z powodu utraty pracy miałyby trafić do rzeźni i zapewnimy im spokojną emeryturę, leczenie i dach nad głowami do ich naturalnej śmierci. Mit: Na trasie pracują konie pociągowe. Fakt: Na trasie do Morskiego Oka pracują konie szlachetne, lekkie, czasem tylko pogrubiane. Z naszej wiedzy wynika, że były próby wprowadzenia na trasę koni ciężkich, ale te się nie sprawdziły, prawdopodobnie dlatego, że zwierzęta te nie pracują w kłusie, oraz z powodu ich wagi, która jest znaczną przeszkodą przy pokonywaniu stromych wzniesień. Mit: Transport konny do Morskiego Oka służy osobom niepełnosprawnym. Fakt: Osoby niepełnosprawne, zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, mogą wjechać na trasę własnym samochodem i dojechać nim aż do parkingu na Włosienicy. Trasa od Palenicy Białczańskiej do Włosienicy ma status drogi publicznej z zakazem ruchu, od Włosienicy do Morskiego Oka jest to już droga wewnętrzna TPN, której wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie dotyczy. Na tym odcinku nie funkcjonuje żaden transport, więc ostatnie 1,5 km należy pokonać o własnych siłach. Ponadto wozy konne, ciągnięte przez konie, nie są przystosowane do przewożenia osób niepełnosprawnych. Nie mają żadnych zabezpieczeń przed wypadnięciem z wozu, żadnych pasów bezpieczeństwa, a żeby na nie wejść – należy pokonać kilkustopniowe strome schodki, co dla większości osób niepełnosprawnych jest wręcz niemożliwe do wykonania. Ponadto każdego roku jesteśmy informowani o osobach niepełnosprawnych, które samodzielnie, lub z pomocą najbliższych, zdobywają Morskie Oko o własnych siłach, nie chcąc przyczyniać się do cierpienia koni. Tymczasem wozami jadą zwykle osoby młode, sprawne, lecz zwyczajnie leniwe, które nie chcą się zmęczyć. Mit: Praca koni jest monitorowana poprzez czytanie ich chipów na bramkach Fakt: Chipy u koni są obowiązkowym oznaczeniem, jakie nałożyła na wszystkie państwa europejskie UE. Nie zostały wprowadzone na trasę do Morskiego Oka ani przez TPN, ani przez furmanów. Nie służą one do monitorowania pracy koni na trasie, a tylko do sprawdzenia tożsamości podczas badań, sprzedaży, przewozu przez granicę czy uboju. Na trasie do Morskiego Oka nie ma żadnych bramek, które czytają te chipy i je ewidencjonują. Ewidencja pracy koni na trasie odbywa się na kartkach i jest prowadzona przez każdego furmana samodzielnie. Jak udowadnia sprawa sądowa syg. akt. IIK 101/19, tocząca się przed Sądem Rejonowym w Zakopanem, dane te mogą w łatwy sposób być fałszowane. Mit: Koń został stworzony do ciężkiej pracy Fakt: Koń nie został przez nikogo “stworzony” do pracy. Linia ewolucyjna koniowatych jest jedną z lepiej poznanych przez naukowców. Przez 50 mln lat konie wyewoluowały od zwierząt wielkości psów, żyjących w lasach, do współcześnie nam znanego gatunku. W tym czasie wykształciły cechy umożliwiające im przetrwanie na otwartych terenach porośniętych trawą – są to np. odpowiednio ukształtowane zęby czy twarde kopyta, służące do szybkiej ucieczki i długich, całodniowych wędrówek. Żaden koń w wyniku ewolucji nie urodził się z dyszlem u boku i wędzidłem w ustach. Mit: Każdy koń pokonuje trasę tylko raz dziennie Fakt: Zgodnie z regulaminem TPN każda para koni musi mieć 20-minutowy odpoczynek na Polanie Włosienica po pokonaniu trasy z dołu na górę i 2h odpoczynku po pokonaniu trasy z góry na Palenicę Białczańską. Po tym czasie mogą być zaprzężone ponownie do wozu. Jak udowadnia sprawa sądowa syg. akt. IIK 101/19, tocząca się przed Sądem Rejonowym w Zakopanem, niektórzy furmani nie przestrzegają tych przepisów i nie zapewniają koniom przerw, ani nie przeprzęgają ich na inne pary koni po powrocie z Włosienicy. W związku z tym konie pokonują nawet trzykrotnie tę trasę w ciągu dnia pracy, tak jak np. konie Shann i Okaz w dniu 5 lutego 2016. Mit: Konie są badane komisyjnie, więc są zdrowe Fakt: Badania weterynaryjne, wykonywane przez komisję przed sezonem określają stan zdrowia koni tylko i wyłącznie w dniu badania. Nie gwarantują, że już następnego dnia konie nie okuleją czy nie zachorują na inne schorzenia. Ponadto badania koni wykonywane przez komisję budzą wiele wątpliwości, również w członkach tej komisji. Zwierzęta nie są badane indywidualnie w ruchu, a więc nie można stwierdzić z całą pewnością, czy nie cierpią na schorzenia układu ruchu, których nie sposób wykryć, kiedy są zaprzężone do wozów. Dowodami na to, że do pracy były dopuszczane konie chore są np.: koń Awans, który był dopuszczany do pracy z licznymi zwyrodnieniami układu ruchu; koń Regon, który został dopuszczony do pracy z dychawicą świszczącą czy koń Jawor – z arytmią. Podczas badań w 2019 roku lekarz weterynarii reprezentujący TPN i odpowiedzialny w komisji za badania ortopedyczne koni dopuścił do pracy zwierzę, u którego lekarz weterynarii reprezentująca Fundację Viva! i odpowiedzialna za badanie spoczynkowe wykryła zaawansowaną chorobę zwyrodnieniową układu ruchu. Mit: Orka na polu jest cięższą pracą Fakt: Faktycznie – kiedyś konie wykonywały taką pracę, ale w XXI wieku nie ma potrzeby przemęczania ich nadmiernym wysiłkiem, ponieważ pracę tę mogą i faktycznie wykonują maszyny, które nie cierpią. Nic nie usprawiedliwia cierpienia koni na trasie do Morskiego Oka. Mit: Furmani dbają o konie, bo to ich narzędzie pracy Fakt: Furmani wymieniają konie, kiedy tylko te przestają nadawać się do pracy ponad siły. Wielokrotnie byliśmy świadkami sytuacji, w której poważna choroba skutkowała sprzedażą zwierząt, a nie ich leczeniem. Tak było np. w przypadku konia, w którego lekarz weterynarii podczas badań 2015 roku stwierdziła schorzenie ortopedyczne, które wymagało kosztownej operacji, ale było całkowicie wyleczalne. Furman wolał sprzedać koni i za pieniądze uzyskane z jego sprzedaży kupić nowe zwierzę, niż wydać 3000 zł na leczenie konia. Niechlubnym przykładem zaniedbania koni z Morskiego Oka jest stan ich kopyt. Furmani zwykle kują konie sami, lub powierzają to zadanie osobom bez kompetencji. W wyniku tego konie pracują w różnych podkowach, z różne wystruganymi kopytami, ich kopyta dopasowywane są do podków, choć powinno się postępować odwrotnie. Konie z Morskiego Oka mają poodłupywane kopyta, często płaskie lub przerośnięte. Zwierzęta pracują w podkowach z hacelami, które nigdy nie są wykręcane, co prowadzi do zmian w układzie ruchu. Wieloletnia obserwacji zwierząt pracujących na trasie pozwala nam sądzić, że na trasie często pracują konie chore, a furmani albo to ignorują, albo po prostu nie znają się na koniach do tego stopnia, że nie widzą tych chorób. Mit: Furmani znają się na koniach Fakt: Furmani wykonujący działalność na trasie do Morskiego Oka, mimo przechodzenia licznych kursów i szkoleń, wciąż nie mają odpowiedniej wiedzy o koniach. Dowodem jest na przykład koń Regon, który pracował na trasie z dychawicą świszczącą, koń Awans, pracujący na trasie z licznymi zwyrodnieniami i urazami układu ruchu, konie agresywne lub płochliwe, które są zmuszane do pracy powodującej u nich widoczny stres i cierpienie. Nie jest tajemnicą, że jeden z furmanów posiada w zaprzęgu konia pełnej krwi angielskiej, który wybitnie nie nadaje się do tej pracy. Mit: Konie nie wyglądają na chore Fakt: Konie z Morskiego Oka są poddawane nieustannym przeciążeniom, ale to nie znaczy, że te przeciążenia od razu i w sposób widoczny odbijają się na ich zdrowiu. W czasie przeciążeń dochodzi do mikrourazów organizmu, które powodują stopniowe pogarszanie się stanu zdrowia. Nigdy nie twierdziliśmy, że na trasie do Morskiego Oka pracują konie poranione, wychudzone czy dochodzi do licznych wypadków, w wyniku których zwierzęta łamią nogi. Gdyby tak było – transport konny już dawno zostałby zakazany. Przeciążenia odbijają się na tych zwierzętach w sposób niemal niewidoczny dla przeciętnego turysty. Ale jest kilka oznak tej ciężkiej pracy, które są widoczne dla każdego – np. szybki oddech, przekraczający 100 oddechów na minutę czy piana z potu, tworząca się przy nadmiernym wysiłku. Laikowi trudniej jest zobaczyć kulawizny, ale i takie sygnały docierają do nas od lat. Najbardziej jaskrawym przykładem jest film jednej z lokalnych gazet, na którym wypowiada się dyrektor TPN, a za jego plecami przechodzi kulawy koń, ciągnący wóz pełen pseudoturystów. Mit: Transport konny to tradycja Fakt: Nie zaprzeczamy, że konie odegrały znaczną rolę w rozwoju turystyki w już w XX-leciu międzywojennym na tej trasie funkcjonowało wiele rodzajów transportu – między innymi samochodowy, autobusowy czy rowerowy. wówczas konie ciągnęły jedynie lekkie dorożki z 2-4 pasażerami. W ponad stuletniej tradycji turystycznej związanej z Morskim Okiem nigdy konie nie pracowały tak ciężko, jak pod koniec XX i na początku XXI wieku, ciągnąc od 12 do nawet 30 osób na wozie. Taka forma transportu nie może być zatem nazywana tradycją. Ponadto, jak uczy nas historia, złe tradycje należy likwidować i zastępować je dobrymi zwyczajami, W tym przypadku nowa świecka tradycja zamęczania koni powinna zostać zlikwidowana i zastąpiona dobrym nawykiem spacerowania po górach, który pozytywnie wpływa na kondycję i zdrowie turystów. Mit: Po likwidacji transportu konie znikną z krajobrazu Tatr Fakt: Konie nigdy nie były naturalnym elementem tatrzańskich dolin czy szczytów. Takim elementem są kozice, świstaki czy niedźwiedzie i tak powinno pozostać. Ponadto konie, pracujące ponad siły na trasie do Morskiego Oka, przyczyniają się nieświadomie do degradacji środowiska parku narodowego. Z przeprowadzonych przez nas badań wynika, że konie, pracujące w podkowach hacelowych, w ciągu 5 lat skuły w sposób widoczny część dywanika asfaltowego i doprowadziły do transmisji do środowiska ponad 70 ton rakotwórczych pyłów bitumicznych z dużą zawartością metali ciężkich, pochodzących z podków. Mit: Po likwidacji transportu konnego konie wyginą Fakt: Populacja koni w Polsce zmniejsza się z roku na rok właśnie z powodu wycofywania koni z ciężkich prac i zastępowania ich maszynami, ale populacji koni pracujących w rekreacji utrzymuje się na podobnym poziomie, w związku z czym nie można mówić o tym, że konie jako gatunek wyginą w wyniku likwidacji nieetycznego i niezgodnego z ustawą o ochronie zwierząt transportu konnego do Morskiego Oka. Mit: TPN kontroluje wozaków Fakt: Pracownicy TPN w sposób wyrywkowy kontrolują furmanów, ale te kontrole prowadzone są w sposób ograniczony. Pracownicy Straży Parku nie znają się na zwierzętach, więc nigdy nie kontrolują ich stanu zdrowia, a jedynie dokumenty. Takie kontrole w żaden sposób nie prowadzą do wyeliminowania z trasy koni chorych. Znamienne jest to, że byli oni wielokrotnie oszukiwani podczas kontroli wyrywkowych – np. kontrolowali furmanów na trasie, przewożących pasażerów, którzy równocześnie widnieli w systemie CEIDG jako osoby posiadające zawieszoną działalność gospodarczą. Rekordzista miał zawieszoną działalność od 2013 roku do 2018, choć w tym czasie wykonywał usługi, również na zlecenie TPN. Innym przykładem jest przypadek konia Cygona, który przewrócił się na trasie, a dzień później został sprzedany. Kilka dni po wypadku właściciel był kontrolowany przez Straż Parku TPN i przedstawił do kontroli innego “czarnego” konia, a kontrolujący nie zorientowali się, że to nie jest koń, który uległ wypadkowi. Znamienny jest też przykład nagrania z dnia, w którym media relacjonowały śmierć jednego z koni i na trasie było wielu dziennikarzy i pracowników TPN, a na nagraniu widać ujęcie z kulawym koniem pracującym w tym dniu na trasie: Mit: Konie się pocą i to jest normalne Fakt: Termoregulacja u koni wspomagana jest poprzez pocenie się, ale już widok piany, tworzącej się na ciele konia, powinien niepokoić. Koń najszybciej poci się na szyi, pod siodłem na bokach, na słabiznach i w okolicy krocza. Komórki ciała podczas pracy wytwarzają kwas węglowy i mocznik. Kwas węglowy, wchłonięty do krwi, usuwany jest przez płuca oraz gruczoły potowe. Mocznik jest wydalany przez nerki, a w gruczołach potowych przez skórę (ilość wydalanego potu jest w odwrotności do ilości uryny). Ilość kwasu węglowego i mocznika jest ściśle związana z wysiłkiem, z jakim komórki pracują. Jeśli praca jest łatwa – jest mniej kwasu węglowego oraz mocznika. Gdy praca jest nadmierna, nawet zasadniczo nieduża, jednak dla komórek niezwykła, wówczas wskutek zbyt wielkiego wysiłku komórki wytwarzają większą ilość kwasu węglowego i mocznika. Stopień alkaliczności potu zależy od ilości zawartego w nim mocznika. Alkaliczny pot, stykając się na skórze z łojem zmydla go w miejscach tarcia (w kroczu, na szyi przy tarciu o wodze), a w wyniku tego pojawia się piana, tzw. mydło. Im większy stopień alkaliczności potu, tym gęstszy jest pot i tym więcej mydła się wytwarza. Mydło, które zjawia się na skórze konia podczas pracy jest dowodem, że praca konia jest za duża, czy to ze względu na brak przyzwyczajenia do niej, czy też ze względu na faktyczną nieproporcjonalność do sił konia. Praca, która powoduje pojawienie się mydła, przemęcza konia i osłabia go. Mit: Na trasie konie ciągną dorożki Fakt: Na trasie do Morskiego Oka konie ciągną wozy lub tramwaje konne, ale z pewnością nie dorożki. Zgodnie z definicją PWN dorożka to lekki pojazd konny z zadaszeniem nad 2-osobowym siedziskiem dla pasażerów. Niektóre definicje, jak na przykład ta Słownika Encyklopedycznego Wydawnictwa Europa podają, że dorożka to pojazd dla 4 pasażerów. Zgodnie z definicją „fiakier” (fr. fiacre) to dorożka lub drynda, czyli lekki 1 lub 2-konny pojazd zaprzęgowy, służący do wynajmu w celach zarobkowych. Pojazd ten historycznie wyposażony był w składany dach nad tylną (pasażerską) częścią. Przednie siedzenie (kozioł) przeznaczone dla powożącego (fiakra właśnie) było zwykle odkryte. Nazwa fiacre pochodzi od gospody pod św. Fiakriuszem w Paryżu. W gospodzie tej, w latach 40. XVII wieku, znajdowało się biuro wynajmu powozów. Natomiast samo słowo dorożka pochodzi z rosyjskiego. W Rosji był to mały powozik do komunikacji miejskiej, rozpowszechniony w XIX i XX w. Nazwa przetrwała do naszych czasów zamiennie używana z określeniem fiakier. W odniesieniu do Morskiego Oka historycznie możemy mówić o furach – furmankach czy też wozach, wykonanych w całości z drewna i używanych głównie w rolnictwie do przewożenia płodów rolnych lub siana. Wielkością i konstrukcją dzisiejsze wozy z Morskiego Oka bardziej jednak przypominają tramwaje konne, niż furki. Mieści się w nich 12 pasażerów, 5 dzieci do 4-go roku życia oraz bagaże i wózki dziecięce, lub 18 osób w wieku szkolnym, wraz z nauczycielami. Mit: Praca na trasie nie szkodzi koniom Fakt: Praca na trasie szkodzi koniom, a dowodem na to są częste wymiany koni, następujące średnio po około 20 miesiącach pracy na trasie. Statystycznie w ciągu 5 lat wymienia się wszystkie konie, pracujące na drodze do Morskiego Oka, nawet 60 zwierząt w ciągu roku. Zwierzęta wyeksploatowane są wycofywane z pracy, a w ich miejsce kupowane są nowe zwierzęta, bardzo często zbyt młode do jakiejkolwiek pracy, nie mówiąc o pracy ponad siły, która obciąża ich nieukształtowany jeszcze do końca układ ruchu. Mit: Trasa do Morskiego Oka jest zbyt ciężka dla osób starszych czy kobiet w ciąży Fakt: Trasa do morskiego Oka mierzy około 7,8 km, przy czym konie pokonują 6,7 km jej długości. Pozostały odcinek należy pokonać o własnych siłach, ponieważ droga od Polany Włosienica do Morskiego Oka jest drogą wewnętrzną TPN i nie istnieje na niej żaden zorganizowany transport. Trasa od parkingu samochodowego na Palenicy Białczańskiej do samego Morskiego Oka jest szeroka i wyasfaltowana na całej długości. Jest to najłatwiejsza trasa w polskich Tatrach, która dociera tak wysoko. Każdego dnia pokonują ją setki turystów, w tym osoby starsze, osoby niepełnosprawne, konbiety w ciąży, rodziny z dziećmi (nawet bardzo małymi – w wózkach bądź nosidełkach turystycznych). Od Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka spacer trwa średnio 2 h i 20 minut, ale wprawny piechur pokona ją w 1h i 30 minut. Co najbardziej zaskakujące – turyści często czekają w kolejce do wozów nawet 4 h, choć w tym czasie zdołaliby dojść i wrócić z Morskiego Oka o własnych siłach. Powrót z Polany Włosienica spacerem trwa około 1h i 20 minut, ale można pokonać tę trasę nawet w godzinę. Na żadnym odcinku trasa nie jest niebezpieczna dla turystów, pod warunkiem, że nie ma na niej koni. To właśnie zaprzęgi konne stanowią dla pieszych największe zagrożenie na praktycznie całej długości tego szlaku. Mit: Każdy turysta powinien zobaczyć Morskie Oko Fakt: Nie ma takiego obowiązku, by każdy dotarł na Morskie Oko. W żaden sposób to, że ktoś nie ma siły lub ochoty iść, nie usprawiedliwia cierpienia koni, które muszą ciągnąć turystów w wielkich wozach. Gdyby lenistwo czy brak kondycji ludzi uzasadniało organizowanie im transportu w górach – przewodnicy tatrzańscy musieliby nosić swoich klientów na Rysy, a Szerpowie – setki bogatych osób na Mt Everest. Mit: Melexy się nie sprawdziły Fakt: Pojazdy firmy Melex, testowane na przełomie lata i jesieni 2014 roku, sprawdziły się na trasie do Morskiego Oka wyśmienicie. Na 1 ładowaniu baterii pokonywały trasę dół-góra-dół trzykrotnie i miały zapas energii na czwarty przejazd. Dodatkowo Melexy pokonywały trasę do góry w ciągu 30 minut (konie ciągną wozy na tej trasie od 45 minut do nawet 1h i 30 minut), i choć zabierały tylko 7 pasażerów – w ciągu godziny mogły przewieźć o 2 osoby więcej niż wozy, a więc wiązałoby się to z zyskiem finansowym dla furmanów. Dodatkowo – Melexy nie musiałyby stać na Polanie Włosienica przez 20 minut (teraz furmani mają obowiązek zapewnienia koniom 20-minutowego odpoczynku na Włosienicy). Furmani nie musieliby się też zajmować wymianą czy ładowaniem baterii – miała to robić firma, która chciała się podjąć obsługi Melexów dla furmanów. Plotki o tym, że pojazdy firmy Melex się nie sprawdziły rozpowszechniał w 2014 roku Starosta Tatrzański, Andrzej Gąsienica Makowski. Po przedsądowym wezwaniu do usunięcia naruszenia dóbr firmy Melex – starosta tatrzański opublikował sprostowanie Mit: Kłus po asfalcie nie ma wpływu na zdrowie zwierząt Fakt: Praca koni w podkowach warszawskich lub hacelowych w kłusie na twardym podłożu, takim jak asfalt i na trasie przebiegającej w dużym nachyleniu terenu jest destrukcyjna dla układu ruchu koni. Mit: Konie mają zadbane kopyta Fakt: Konie, pracujące na trasie do Morskiego Oka mają zaniedbane, przerośnięte, źle wystrugane, poodłupywane kopyta. Wielokrotnie furmani przyznawali się, że przekuwają konie sami lub powierzają to zadanie kowalom, których imion i nazwisk nie pamiętają. Mit: Naukowcy protestują przeciwko likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka Fakt: Konie, pracujące na trasie do Morskiego Oka mają zaniedbane, przerośnięte, źle wystrugane, poodłupywane kopyta. Wielokrotnie furmani przyznawali się, że przekuwają konie sami lub powierzają to zadanie kowalom, których imion i nazwisk nie pamiętają. 11 września 2014 roku do Ministerstwa Środowiska wpłynął pełen nieprawdziwych informacji list, pod którym rzekomo podpisali się naukowcy na co dzień pracujący z końmi. Sama treść owego listu nie odnosi się w żadnej mierze do faktów, dotyczących pracy tych zwierząt, a jedynie przytacza komunały dotyczące rzekomej dobrej opieki nad końmi, spowodowanej ich dużą wartością, co nie jest prawdą z kilku powodów. Jak udało nam się udowodnić powyżej – zgodnie z faktami konie na tej trasie pracują w przeciążeniu, a kiedy nie mogą dalej wykonywać pracy ponad siły – są sprzedawane, również do rzeźni. Argumentem za utrzymaniem status quo jest tu zniknięcie koni z krajobrazu Tatr i obrona wyimaginowanej tradycji, w której zwierzęta te rzekomo są naturalnym elementem tatrzańskiego krajobrazu. Nie potwierdzają tego jednak analizy historyczne. Jednak najbardziej bulwersujący jest fakt, że osoby będące sygnatariuszami tego listu nigdy go nie podpisywały, nie znają jego treści, ani argumentów za utrzymaniem transportu konnego do Morskiego Oka, który nie jest zgodny z przepisami ustawy o ochronie zwierząt. Po publikacji listu wielokrotnie docierały do nas informacje, jakoby podpisy pod tym listem nie były prawdziwe. Postanowiliśmy to zweryfikować. W tym celu kontrolnie wysłaliśmy e-maile do kilku sygnatariuszy listu z pytaniami, czy list taki kiedykolwiek podpisywali. Ponieważ nie mamy zgody na publikację imion i nazwisk osób, które zdecydowały się nam odpowiedzieć, zacytujemy anonimowo fragmenty dwóch odpowiedzi: (…) niczego nie podpisywałam i nie wiem w jaki sposób moje nazwisko znalazło się na tej liście, (…) ,nie jestem władna weryfikować badań itp.,ponieważ nie zajmuję się tego rodzaju działaniami. (…) Oczywiście jestem przeciwniczką bestialskiego wykorzystywania wszelkich stworzeń dla ludzkiej przyjemności. (…) Reasumując, czy gdzieś widnieje mój odręczny podpis?” (…) Oczywiście konie nie mogą być przeciążane ani użytkowane niezgodnie z ich fizycznymi i psychicznymi możliwościami, zarówno w pracy zaprzęgowej jak i wierzchowej. Skoro list otwarty na którym widnieje mój podpis oparty był na fałszywych założeniach i błędnych obliczeniach, to rzeczywiście zostałem wprowadzony w błąd. (…)”. W związku z powyższym należy uznać, że list naukowców w obronie status quo na trasie do Morskiego Oka należy uznać za niewiarygodny. Protest naukowców – oryginalny dokument Mit: Wóz hybrydowy pomoże koniom Fakt: Nigdzie na świecie nie zdołano opracować hybrydy elektryczno-konnej, która byłaby przystosowana do zmiennego nachylenia terenu górskiego. Ignorując ten fakt TPN ogłosił przetarg na wykonanie wozu konnego, wspomaganego silnikiem elektrycznym. Przetarg wygrała firma, która nie posiada żadnego doświadczenia w pracy nad takimi rozwiązaniami, a jedyny sukces, jaki ma na koncie to pozyskanie pieniędzy z UE na wprowadzenie na rynek nowoczesnego roweru elektrycznego, który nigdy nie trafił do sprzedaży. Firma wyprodukowała prototyp wozu hybrydowego po konsultacjach z hipologiem, który sporządził nieprawdziwą ekspertyzę o pracy koni na trasie i na podstawie, jak się domyślamy, nieprawidłowego pomiaru, jakim dysponował hipolog. Hybrydę odebrał w imieniu Tatrzańskiego Parku Narodowego pracownik, który posiada wykształcenie technika żywienia zbiorowego. Następnie hybryda trafiła do testów na trasie. Nikt nie wiedział w jaki sposób działa i w jakim zakresie odciąża konie w pracy. Wielokrotnie zadawaliśmy pytania o te fakty pracownikom TPN, niestety na większość z nich nie potrafili oni odpowiedzieć. Dlatego też mamy poważne wątpliwości, czy hybryda działa i w jakim zakresie. Kiedy 30 stycznia 2018 roku w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego w Kuźnicach trwało spotkanie dotyczące zmian w regulaminie, na Łysej Polanie płonął budynek należący do parku, a w nim – pojazd hybrydowy. Z informacji TPN wynika, że wóz spłonął w trakcie ładowania. Tymczasem baterie miały się ładować również podczas drogi w dół. Na szczęście do spłonięcia wozu doszło w garażu, a nie podczas pracy na trasie, gdzie zagrożone byłyby konie… Nietrudno bowiem sobie wyobrazić, że konie wpadłyby w panikę, gdyby z wozu unosił się dym, a później buchałyby płomienie. W tej sytuacji konie z pewnością by się spłoszyły i pognały w dół z ogromną prędkością, tratując po drodze wszystko i wszystkich. Dlaczego jesteśmy przeciwni hybrydzie? Naszym zdaniem to pudrowanie problemu, czyli zbyt ciężkiej pracy koni na trasie do Morskiego Oka. Przecież Tatrzański Park Narodowy NIGDY NIE PRZYZNAŁ, ŻE KONIE PRACUJĄ PONAD SIŁY. W tej sytuacji niezrozumiałe jest, że płaci setki tysięcy publicznych pieniędzy na pojazd, który ma odciążyć nieprzeciążone w ich opinii konie… Podkreślić należy też, że mimo naszych apeli Tatrzański Park Narodowy nigdy nie umożliwił nam udziału w testach tego pojazdu. Tymczasem pracownicy TPN nie mają żadnych kompetencji do oceny, czy hybryda działa prawidłowo i czy została skonstruowana w sposób zgodny ze zdrowym rozsądkiem i prawami fizyki. Mit: organizacje ochrony zwierząt są przeciwne likwidacji transportu Fakt: 15 września 2014 roku powstał list otwarty organizacji ochrony zwierząt w sprawie likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Podpisały się pod nim 104 organizacje ochrony zwierząt z całej Polski. Liczba organizacji domagających się zmian w transporcie konnym do Morskiego Oka świadczy o skali problemu i trudności w jego rozwiązaniu. Jeszcze nigdy żadna sprawa dotycząca problemu wykorzystywania ponad siły do pracy zwierząt nie uzyskała takiego poparcie wśród organizacji pozarządowych. Mimo to konie do dziś pracują na tej morderczej trasie. Tylko jedna polska organizacja wypowiedziała się otwarcie za trwaniem transportu konnego do Morskiego Oka – była to, w 2014 roku, Fundacja Centaurus. Nie tylko nie wsparła ona walki o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka, ale stanęła po stronie TPN i wypowiedziała się przeciwko likwidacji tego transportu. Zajęła to stanowisko nie posiadając żadnej wiedzy na temat warunków pracy tych zwierząt, po udziale w zaledwie jednym spotkaniu, dotyczącym transportu konnego w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Mit: TPN nie ma żadnego powodu w utrzymaniu transportu konnego do Morskiego Oka Fakt: Tatrzański Park Narodowy zarabia rocznie prawie milion złotych na licencjach na prowadzenie działalności transportowej na trasie do Morskiego Oka.

. 273 264 141 267 32 442 384 411

przerośnięte kopyta u konia